Forum :.:.: BABICKIE FORUM INTERNETOWE :.:.: Strona Główna :.:.: BABICKIE FORUM INTERNETOWE :.:.:
STARE BABICE
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Historyjka finansowa ku przestrodze :)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum :.:.: BABICKIE FORUM INTERNETOWE :.:.: Strona Główna -> TEMATY ARCHIWALNE 2009
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 12:10, 14 Gru 2008    Temat postu:

Lucyfer napisał:
biro napisał:
Ale uczciwie zorganizowany system argentyński to żadna piramida finansowa, ani przewał, tylko system wzajemnego kredytowania.
Ma rację bytu tylko w specyficznych warunkach (trudny dostęp do kredytu, mała zamożność kredytobiorców), ale znam jeszcze kogoś, kto kupił w ten sposób auto i tez jest zadowolony. To naprawdę dobrze funkcjonowało przez ładnych kilka lat.
Może mieliśmy szczęście, bo żadnych poufnych informacji na pewno nie!


Tyle, że system zorganizowany uczciwie, ale i oparty o założenie uczciwości, w końcu pada ofiarą nieuczciwości. I tu jest spore ryzyko.


Nabici w szkodę

Zasady likwidatora szkody są proste. Po pierwsze: nie płać. Po drugie: nie płać. Po trzecie: jak już musisz, to płać jak najmniej i jak najpóźniej. Tyle że Polacy mają dość nabijania w szkodę. W ub.r. do Rzecznika Ubezpieczonych poskarżyło się 7 tys. osób. W tym będzie ich więcej.


„Stłuczka w Poznaniu, rysy w T-trach, dzwon w Krakowie”. A potem? Powinno być „szybka naprawa, satysfakcja klienta”. A często jest „płacz w Łodzi” lub „zgrzytanie zębów w Pabianicach”, by strawersować reklamę PZU. I dotyczy to wszystkich firm ubezpieczeniowych.

– Rachunek jest prosty: albo ty tracisz, albo ja – mówi Krzysztof, jowialny 40-latek, 10 lat pracy w jednej z największych firm ubezpieczeniowych w Polsce. – Każdy oddział jest rozliczany z wypracowanych zysków. Zysk to suma zebranych składek minus wypłacone odszkodowania.

Jeśli będzie zysk, pracownicy dostaną premię. Tym wyższą, im więcej ocali się pieniędzy przed żądającymi odszkodowań klientami.

Likwidatorzy mają swoje patenty, by jak najmniej wypłacić. Jedną z podstawowych metod mieszania klientom w głowie jest używanie „metajęzyka”, pełnego prawniczych zwrotów, z których dla zwykłego człowieka nic nie wynika. No, ale kiedy przeczyta, że brał udział w „zdarzeniu drogowym implikującym skutki prawno-ekonomiczne na tym etapie trudne do oszacowania”, jego chęć polemizowania z ubezpieczycielem spada do zera.

– Generalnie dym… cię już od momentu podpisania umowy – rechocze Krzysztof. – A ty się jeszcze nadstawiasz.

Drobnym drukiem

Weźmy autocasco. Kto czyta regulamin ubezpieczenia liczący kilkadziesiąt stron? Obowiązki klienta opisano jasno, natomiast prawa są rozrzucone po całym regulaminie. Więc nie czytamy, opieramy się na słowach agenta.

– Agent jest na prowizji od składki, a składka AC liczona jest od wartości auta. Agentowi zależy więc, by wpisać do polisy jak najwyższą – tłumaczy Krzysztof.

Dlatego, choć teoretycznie samochód powinien zostać sfotografowany i szczegółowo opisany, bywa z tym różnie. Kiedy agent puszcza do nas oko „wpisujemy więcej”, mamy poczucie bezpieczeństwa. Bo a nuż ukradną samochód. A kiedy rzeczywiście ukradną, idziemy do ubezpieczyciela lekko rozbujanym krokiem cwaniaka, który wykołował ubezpieczalnię. Na ziemię sprowadzi nas miła pani, która poinformuje, że choć płaciliśmy składkę od 50 tys., dostaniemy tylko 40. Bo tyle, według tabel, jest wart samochód.

Jeśli będziemy się mocno awanturować, odwoływać, pisać do Rzecznika Ubezpieczonych, możemy czasami wygrać. Towarzystwo uzna swój błąd i zapłaci. Nie, nie 10 tys. różnicy wartości auta. 100 zł nadpłaconej składki.

– Ale ilu się awanturuje? Większość przyjmuje, że tak musi być – wzrusza ramionami Krzysztof.

Im dłużej, tym lepiej

A jednak. W 2007 r. skarżyliśmy się do Rzecznika Ubezpieczonych prawie 7 tys. razy, w tym roku skarg będzie więcej, bo licznik nabił 6 tys. niezadowolonych tylko w trzech kwartałach. Rzecznik interweniuje, napomina, Sąd Najwyższy wydaje wyroki uznające praktyki ubezpieczycieli za nielegalne i niewiele się zmienia.

Krzysztof: – Zasady ubezpieczyciela szkody są proste. Po pierwsze: nie płać. Po drugie: nie płać. Po trzecie: jak już musisz, to płać jak najmniej i jak najpóźniej.

Owszem reklamowane w telewizji szybkie wypłaty są możliwe. Pod warunkiem że klient weźmie, co dają, i nie zawraca głowy.

– Pierwsze wyceny naprawy robi się zaniżone – tłumaczy.

Ceny części wzięte z sufitu, robocizna skalkulowana na 50 zł za godzinę, choć od lat nie ma w Polsce warsztatu stosującego takie stawki. W Piotrkowie Trybunalskim miejscowy Cech Rzemiosł Różnych wystosował do ubezpieczycieli oświadczenie: „W związku z zaniżaniem stawek przez towarzystwa ubezpieczeniowe informujemy, że zakłady stosują stawki nie niższe niż 70 i 75 zł”. Towarzystwa przyjęły do wiadomości i... naliczają nadal po 50 zł.

Oczywiście możesz się odwołać od wyceny, ale… samochód stoi na parkingu, a ty się tłoczysz w autobusie, marząc, by stać w korku w cieple kabiny swojego auta.

Tymczasem towarzystwo gra na czas. – Twoje dwa pierwsze odwołania odrzucane są z automatu, bez oceny merytorycznej, bez czytania. Wysyła się standardowy formularz: „Po przeanalizowaniu sprawy towarzystwo uznaje Pański wniosek za bezzasadny” – opowiada Krzysztof. Do tego adnotacja, że poszkodowany ma termin 30-dniowy na odwołanie się od decyzji. To też ściema. Kodeks cywilny przewiduje okresy przedawnienia w wymiarze 3, 10 i 15 lat, w zależności od szkody. Ale i tak po dwóch odmowach połowa ludzi daje za wygraną.

Gra o miliony

– Nie ma na ten temat rozporządzeń ani wewnętrznych okólników. Wiesz, co by było, jakby przeciekły do prasy?! – mówi Krzysztof i robi minę parodiującą święte oburzenie. – Nawet na oficjalnych szkoleniach się o tym nie mówi. Zasady poznajesz od kolegów. Po cichu. Wszyscy jedziemy na jednym wózku. Ty spieprzysz sprawę, to ja też nie dostanę premii.

Odmowa wypłaty świadczenia to czas zyskany przez ubezpieczyciela. Co prawda w kodeksie cywilnym stoi, że na wypłatę jest 30 dni.

– Ale towarzystwa informują, że 90 – mówi Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych. – Tymczasem jest to termin zarezerwowany dla wyjątkowo trudnych przypadków.

Jednak każda sprawa okazuje się trudna. Likwidator piętrzy trudności. A to brakuje odpowiednich dokumentów, a to policja nie przysyła notatki ze zdarzenia. A klient nie wie, o co chodzi, bo nikt mu nie mówi. Zaś o numer telefonu do prowadzącego sprawę jest trudniej niż o numer słynnej Nokii prezydenta Kaczyńskiego. Może dzwonić sobie na infolinię, gdzie usłyszy, że „sprawa jest rozpatrywana”.

– W skali kraju z takich przetrzymywanych pieniędzy robią się miliony. Można sobie wyobrazić, co z takimi wolnymi środkami hipotetycznie może zrobić zdolny zarządzający, który umiejętnie je zainwestuje – mówi Jacek Wrzosek, prezes kancelarii prawnej Adversum od lat reprezentującej poszkodowanych w sporach z ubezpieczycielami. Teoretycznie każdy klient, któremu nie wypłacono odszkodowania w terminie 30 dni, może naliczyć towarzystwu karne odsetki. Ale kiedy już ktoś dostanie pieniądze, ma tak dość użerania się z towarzystwem, że macha ręką.

Zawsze chodzi o kasę

Ślimaczenie się procedur to norma. Dlatego kiedy towarzystwo zaczyna działać szybko, niczym w reklamie TV, trzeba być podwójnie nieufnym. – Mieliśmy niedoszłego klienta, który nie mógł się nachwalić obsługi – opowiada Jacek Wrzosek z Adversum.

– Pracownicy towarzystwa dotarli do niego i zaproponowali szybkie załatwienie sprawy. Po podpisaniu ugody na koncie klienta pojawiło się 4 tys. zł. Obsługa była szybka i solidna, tyle że według wyliczeń kancelarii, pacjentowi mogło się należeć ok. 100 tys. za trwały ubytek na zdrowiu, rentę, straty rzeczowe. W takich przypadkach niewiele da się zrobić, bo agenci podsuwają od razu do podpisania ugodę o zrzeczeniu się dalszych roszczeń. Podważenie jej w sądzie jest prawie niemożliwe.

– Ale i tak najlepszym patentem na klienta jest szkoda całkowita – uważa Krzysztof. Powiedzmy: ktoś skasował nasz samochód. Auto było warte 30 tys. zł. Koszt naprawy ubezpieczyciel wycenił na 31 tys. zł. Czyli – naprawiać się nie opłaca. Pozostaje wziąć odszkodowanie – 30 tys. zł. – I co jeszcze? – prycha Krzysztof. – Dostaniesz 30 tys. minus wartość wraka. A ten ubezpieczyciel wycenia na 15 tys. Jak chcesz, możesz go sprzedać w częściach na Allegro.

Zrobienie całkowitej szkody opłaca się więc ubezpieczycielom. Dlatego, wyceniając samochód, będą zaniżać jego wartość, a „pompować” koszty naprawy.

– Wycen robi się zawsze kilka, żeby dopasować do scenariusza, który będziemy realizować – opowiada Krzysztof. Te niepotrzebne giną w otchłaniach firmowych niszczarek. Chyba że coś pójdzie nie tak. – Pewne towarzystwo wyceniło samochód klienta na 19,6 tys. zł, a koszt naprawy na 20 tys. – opowiada Dawid Paroll. – Zamówiliśmy niezależną wycenę, z której wynikło, że wartość auta to 22 tys., czyli jest wyższa od kosztów naprawy. I nie ma podstaw do orzeczenia szkody całkowitej.

Kancelaria zażądała więc wypłaty 20 tys., opierając się na kalkulacji naprawy sporządzonej przez ubezpieczyciela. Wtedy okazało się, że to była tylko wycena „orientacyjna”, a rzeczywiste koszty naprawy są zdecydowanie niższe. Warunkiem do zaakceptowania wyższych jest przedstawienie faktur za naprawę i części.

– Klient w ogóle nie ma obowiązku naprawiać samochodu, może sobie postawić wrak w charakterze abstrakcyjnej rzeźby, nikomu nic do tego – przekonuje Paroll. – Natomiast ubezpieczyciel ma obowiązek naprawić szkodę w majątku, jaka powstała w wyniku wypadku.

Sąd Najwyższy wydał orzeczenie w tej sprawie, ale towarzystwa jakby były głuche.

W tym roku z samych ubezpieczeń komunikacyjnych firmy są w stanie ściągnąć ponad 10 mld zł. W obliczu takich kwot nie ma miejsca na sentymenty.

PS Krzysztof jest bohaterem zbiorowym, na jego postać złożyło się kilku agentów towarzystw ubezpieczeniowych, z którymi rozmawiałem na potrzeby tego artykułu.

Konrad Dulkowski
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 14:49, 15 Gru 2008    Temat postu:

Lucyfer napisał:
xefuu napisał:
Myślę że ta opowieść Lucyfera to pasuje bardziej do cen działek w naszej okolicy... Cool


Ona pasuje do większości współczesnej spekulacji gdzieś tak po 1984 roku, od kiedy to najzwyczajniejsze pod słońcem oszustwa zaczęły być nazywane "biznesem".


1,7 mln kary dla J.W.Construction za złamanie prawa
ask, PAP2008-12-15, ostatnia aktualizacja 2008-12-15 13:35
Około 1,7 mln zł kary nałożył Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) na spółkę deweloperską J.W. Construction za stosowanie w umowach z klientami niedozwolonych postanowień - podał Urząd w poniedziałek w komunikacie.


"Prezes UOKiK uznała, że spółka złamała prawo i nakazała zmianę praktyki. Zakwestionowane postanowienia były wykorzystywane przez spółkę w umowach oferowanych kupującym mieszkania zlokalizowane na warszawskich osiedlach" - czytamy w komunikacie.

Za praktyki niezgodne z prawem UOKiK ukarał również warszawskiego dewelopera - Grupo Lar Real Estate Polonia.




Na skutek licznych skarg klientów, w lutym br. Urząd wszczął postępowanie administracyjne przeciwko J.W. Construction w związku z podejrzeniem stosowania klauzul naruszających interesy konsumentów.

"Postępowanie Urzędu wykazało, że deweloper stosuje we wzorcach umów (...) postanowienia niezgodne z prawem, wpisane na podstawie prawomocnych wyroków Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów do Rejestru klauzul niedozwolonych" - napisano w komunikacie.

Urząd zakwestionował m.in. odmawianie klientom prawa do odstąpienia od umowy w przypadku zmiany ceny. Deweloper zastrzegał sobie możliwość podniesienia ostatecznego kosztu nieruchomości w wyniku zmiany stawek VAT lub cen materiałów budowlanych.

Zdaniem UOKiK, "przedsiębiorca decydujący się na podwyżkę musi wskazać przyczyny i jej realny wpływ na zmianę kosztów". Dodatkowo - według Urzędu - spółka powinna "w umowie zagwarantować kupującemu możliwość odstąpienia od niej w sytuacji, gdy nowe założenia okażą się przez niego nie do zaakceptowania".

Zgodnie z prawem, zawsze w przypadku zmiany istotnych warunków umowy, konsument może od niej odstąpić. "Dotyczy to również sytuacji, gdy zmianie ulegnie wielkość powierzchni lokalu - konsekwencją jest bowiem konieczność uregulowania różnicy, która może stanowić zbyt dużą uciążliwość" - przypomina UOKiK.

"Konsument zawiera umowę z przedsiębiorcą wybierając konkretny lokal, spełniający jego indywidualne oczekiwania. Jeżeli kupujący nie wyrazi zgody na uiszczenie dopłaty, powinien mieć prawo do rezygnacji ze świadczenia bez ponoszenia konsekwencji z tego tytułu" - dodaje Urząd.

Wątpliwości UOKiK wzbudziły też zapisy w umowach "ograniczające odpowiedzialność przedsiębiorcy, m.in. przez zagwarantowanie sobie możliwości zmiany terminu oddania mieszkania". Spółka nie wyszczególniła wszystkich okoliczności, w jakich mogło to nastąpić.

Za praktyki niezgodne z prawem prezes UOKiK ukarała również warszawskiego dewelopera - Grupo Lar Real Estate Polonia. Chodzi o karę w wysokości ponad 43 tys. zł.

"Działalność spółki w sposób istotny ograniczała prawa kupujących m.in. przez zastrzeganie, że termin ukończenia budowy może ulec przedłużeniu np. ze względu na niekorzystne warunki meteorologiczne" - czytamy w komunikacie.

Zdaniem UOKiK, "takie postanowienie przerzuca ryzyko związane z inwestycją na konsumenta, któremu zostaje odmówione prawo do rezygnacji z usługi, której realizacja nie nastąpi w terminie".

Decyzje prezesa UOKiK nie są prawomocne. Przedsiębiorcom przysługuje prawo do odwołania w ciągu dwóch tygodni od wydania decyzji.

Grupo Lar Real Estate Polonia ma zdecydować w ciągu najbliższych dni, czy odwoła się o decyzji Urzędu.

Natomiast do chwili nadania depeszy PAP nie uzyskała komentarza od J.W. Construction.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lucyfer
jestem tu 24/24
jestem tu 24/24



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 6671
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: gmina Babice - Prawie jak Polska :)

PostWysłany: Pon 17:48, 15 Gru 2008    Temat postu:

Anonymous napisał:
Urząd zakwestionował m.in. odmawianie klientom prawa do odstąpienia od umowy w przypadku zmiany ceny. Deweloper zastrzegał sobie możliwość podniesienia ostatecznego kosztu nieruchomości w wyniku zmiany stawek VAT lub cen materiałów budowlanych.


Tak, jak nie przepadam za developerami (bo często doradzałem potem ludziom, jak się wyplątać z macek), to z punktem wytłuszczonym powyżej mocno się nie zgadzam. Nawet w umowach między przedsiębiorstwami na całym świecie taka klauzula o VAT jest stosowana. Tyle, że podaje się "cena netto + VAT w wysokości obowiązującej w chwili wystawiania faktury". Bo o ile kwestia cen materiałów, robocizny, itp., jest ryzykiem handlowym wykonawcy i musi je uwzględniać w symulacjach swoich kalkulacji, to na działania rządu nie ma żadnego wpływu, a jak każdy wie, one są nieprzewidywalne Very Happy

Cytat:
Zdaniem UOKiK, "przedsiębiorca decydujący się na podwyżkę musi wskazać przyczyny i jej realny wpływ na zmianę kosztów".


No to w wypadku VAT trudno wskazać lepiej przyczynę.

Cytat:
"Działalność spółki w sposób istotny ograniczała prawa kupujących m.in. przez zastrzeganie, że termin ukończenia budowy może ulec przedłużeniu np. ze względu na niekorzystne warunki meteorologiczne" - czytamy w komunikacie.

Zdaniem UOKiK, "takie postanowienie przerzuca ryzyko związane z inwestycją na konsumenta, któremu zostaje odmówione prawo do rezygnacji z usługi, której realizacja nie nastąpi w terminie".


Cóż, to jest też wątpliwe, ale już tak tego nie kwestionuję. Po prostu doprowadzi to do bardziej realistycznego prognozowania terminów, np. z założeniem z góry na sztywno, że buduje się (na zewnątrz) od maja do listopada i tak się będzie kalkulowało harmonogramy. A jak się uda wcześniej, to dobrze. Może to pohamuje takie cuda, jak lanie betonu na mrozie (oczywiście bez podgrzewania i ocieplenia), przez które kilka lat temu przy rondzie Dudajewa zawaliło się kilka pięter stropów budynku, bo beton wylany na początku zimy nie związał, tylko zamarzł. I trzymał się do wiosny, mimo zdjęcia szalunków, a potem rozmarzł i runął. W siedzibie Microsoftu (wtedy też budowanej obok) na wszelki wypadek pobierano próbki betonów i badano, żeby mieć pewność, że też nie mają takie "sezonowego" Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 20:23, 15 Gru 2008    Temat postu:

Lucyfer napisał:
Anonymous napisał:
Urząd zakwestionował m.in. odmawianie klientom prawa do odstąpienia od umowy w przypadku zmiany ceny. Deweloper zastrzegał sobie możliwość podniesienia ostatecznego kosztu nieruchomości w wyniku zmiany stawek VAT lub cen materiałów budowlanych.


Tak, jak nie przepadam za developerami (bo często doradzałem potem ludziom, jak się wyplątać z macek), to z punktem wytłuszczonym powyżej mocno się nie zgadzam. Nawet w umowach między przedsiębiorstwami na całym świecie taka klauzula o VAT jest stosowana. Tyle, że podaje się "cena netto + VAT w wysokości obowiązującej w chwili wystawiania faktury". Bo o ile kwestia cen materiałów, robocizny, itp., jest ryzykiem handlowym wykonawcy i musi je uwzględniać w symulacjach swoich kalkulacji, to na działania rządu nie ma żadnego wpływu, a jak każdy wie, one są nieprzewidywalne Very Happy

Cytat:
Zdaniem UOKiK, "przedsiębiorca decydujący się na podwyżkę musi wskazać przyczyny i jej realny wpływ na zmianę kosztów".


No to w wypadku VAT trudno wskazać lepiej przyczynę.

Cytat:
"Działalność spółki w sposób istotny ograniczała prawa kupujących m.in. przez zastrzeganie, że termin ukończenia budowy może ulec przedłużeniu np. ze względu na niekorzystne warunki meteorologiczne" - czytamy w komunikacie.

Zdaniem UOKiK, "takie postanowienie przerzuca ryzyko związane z inwestycją na konsumenta, któremu zostaje odmówione prawo do rezygnacji z usługi, której realizacja nie nastąpi w terminie".


Cóż, to jest też wątpliwe, ale już tak tego nie kwestionuję. Po prostu doprowadzi to do bardziej realistycznego prognozowania terminów, np. z założeniem z góry na sztywno, że buduje się (na zewnątrz) od maja do listopada i tak się będzie kalkulowało harmonogramy. A jak się uda wcześniej, to dobrze. Może to pohamuje takie cuda, jak lanie betonu na mrozie (oczywiście bez podgrzewania i ocieplenia), przez które kilka lat temu przy rondzie Dudajewa zawaliło się kilka pięter stropów budynku, bo beton wylany na początku zimy nie związał, tylko zamarzł. I trzymał się do wiosny, mimo zdjęcia szalunków, a potem rozmarzł i runął. W siedzibie Microsoftu (wtedy też budowanej obok) na wszelki wypadek pobierano próbki betonów i badano, żeby mieć pewność, że też nie mają takie "sezonowego" Very Happy


Co innego mnie sie tu podoba. Ludziska zaczynaja myśleć! Czytać umowy! Nie bać się skarżyć nieuczciwych firm. Może kiedyś doczekamy się pozwów zbiorowych? Ale z dugiej strony, przecież to ludź wkręca ludzia no nie?

A się nie podoba wysokość kary. To ze dwa mieszkania będzie no nie? A ile zarobili?

Dlatego moim zdaniem, to nie firmy powinny płacić za nadużycia, ale kadra zarządzająca. Exclamation Co mają ludzie w okienkach do powiedzenia? Nie każdy jest w stanie zrezygnować z dodatkowej premii. Dla większości liczy się sprzedaż.
...a nazywa się ich świstakami. W jednym banku jakaś średnio rozgarnięta ze średniego szczebla kadry zarządzajacej użyła takiego określenia i przypadkowo pusciła do pracowników!!! "- To może przydzielimy pare świstaków do tej roboty?"
W odpowiedzi pracownicy postanowili "zastrajkować" i w odpowiedzi napisali na kartce "strajk świstakow" i powiesili ja na firmowej tablicy ogłoszeń!
Pralnia mózgów. Shocked
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lucyfer
jestem tu 24/24
jestem tu 24/24



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 6671
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: gmina Babice - Prawie jak Polska :)

PostWysłany: Pon 21:36, 15 Gru 2008    Temat postu:

Anonymous napisał:
Co innego mnie sie tu podoba. Ludziska zaczynaja myśleć! Czytać umowy! Nie bać się skarżyć nieuczciwych firm. Może kiedyś doczekamy się pozwów zbiorowych?


I mnie się to ogromnie podoba i też czekam, kiedy ludzie się zbuntują na szwindlarzy i zaczną ich kasować w sądach, bo to się już pleni ponad miarę.

Cytat:
Ale z dugiej strony, przecież to ludź wkręca ludzia no nie?


Tak nie rozumuję. Ja swoich klientów nie wkręcam, więc nie mam litości dla wkręcaczy.

Cytat:
A się nie podoba wysokość kary. To ze dwa mieszkania będzie no nie? A ile zarobili?


Fakt, to jest raczej symboliczne, ale oni to według ustawy jakoś liczą w procentach, tylko nie pamiętam, czy od obrotu, czy od zysku.

Cytat:
Dlatego moim zdaniem, to nie firmy powinny płacić za nadużycia, ale kadra zarządzająca. Exclamation


Też tak uważam, ale zobacz, że poza największymi szwindlarzami na Wall Street, czyli teraz Fraud Street, szefostwa banków, które potopiły pieniądze klientów z funduszy zapomogowych przydzielonych im przez rząd powypłacały sowite premie swołoczy, która do zapaści doprowadziła. W tym wypadku to powinni sadzać bez zawiasów, to może by coś dało.

Cytat:
Co mają ludzie w okienkach do powiedzenia? Nie każdy jest w stanie zrezygnować z dodatkowej premii. Dla większości liczy się sprzedaż.


No i tak to działa i dlatego działa. We Francji jeżeli kierowcy firmy spedycyjnej zostaną złapani na odpowiedniej liczbie przekroczeń przepisów, to firma ma od razu kontrolę od a do z, czy ich do tego nie przymusza i to zarząd dostaje grzywny, a nie "firma".

Od zeszłego roku w UK obowiązuje "Ustawa o ludobójstwie korporacyjnym" (tak - Corporate Manslaughter Act), która pozwala sądzić i karać zarządy firm za doprowadzanie pracowników do działań powodujących duże szkody na zdrowiu i życiu - także pośrednio, na przykład przez przemęczanie kierowców, potem powodujących wypadki.

Cytat:
...a nazywa się ich świstakami. W jednym banku jakaś średnio rozgarnięta ze średniego szczebla kadry zarządzajacej użyła takiego określenia i przypadkowo pusciła do pracowników!!! "- To może przydzielimy pare świstaków do tej roboty?"
W odpowiedzi pracownicy postanowili "zastrajkować" i w odpowiedzi napisali na kartce "strajk świstakow" i powiesili ja na firmowej tablicy ogłoszeń!


Śliczne Smile

Cytat:
Pralnia mózgów. Shocked


I wyścig szczurów, które się po zużyciu wymienia na nowe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 22:49, 15 Gru 2008    Temat postu:

Na nieszczęście, coraz częściej pojawia się takie określenie: Zarządzanie "na pieczarkarnię". Trzymać ludzi w łajnie i ciemnościach, a jak się który wychyli to uciąć łeb.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 12:02, 21 Gru 2008    Temat postu:

Anonymous napisał:
Na nieszczęście, coraz częściej pojawia się takie określenie: Zarządzanie "na pieczarkarnię". Trzymać ludzi w łajnie i ciemnościach, a jak się który wychyli to uciąć łeb.



Nawet od tego gorszą jest sytuacja, gdy w firmie to nie zarządający ucinają pomysły ale sam zespół. "w piekle przy każdym kotle stoi diabeł ale nie przy polskim, a dlaczego? Bo nie musi Smile Często POLAK nawet jak sam nie zje to i drugiemu nie da.

Faktem jest że duża częśc organizacji tak czy inaczej "ciumka" swoich pracowników. Ciekawe jest natomiast to, że pracownicy często nie pozostają dłużni, a działają w sferach w których ciężko nadzór sprawować. Także często uczestniczą w organizacji tak długo, jak pozwala im ona relizować własne interesy. Duża część ludzi wie o jakim dorabianiu Wink piszę, miała pewnie okazję spotkać takie patenciki w rzeczywistosci w wykonaniu swoim czy innych. Polak nawet jak nie potrzebuje worka skarpetek to i tak go ukradnie, jak będzie miał możlwość, a tą znajdzie zawsze. Tylko co było pierwsze jajko czy kura?

Czy to jest relikt socjalizmu, "państwowe znaczy niczyje"? Tylko jakie w takim razie dziki kapitalizm nam zostawi w spadku "umiejętności"?

Można by zapytać, czy uczciwych ludzi jest mniej? Nie można przecież mówić, że wszyscy kradną! Lektura mądrych ksiażek o zarządzaniu poraża swoim nieprzystosowaniem do warunków "polsko-rynkowych." Jednym z niewielu zawartych tam argumentów nie do podważenia jest to, że ludzie zwykle boją się żeby nie starcić pracy.
I to mocniejsci psychicznie, wykorzystują najczęściej przeciwko słabszym.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 9:42, 23 Gru 2008    Temat postu:

Jak banki wydają miliardy z planu Paulsona?
Ireneusz Sudak, AP2008-12-23, ostatnia aktualizacja 2008-12-22 20:40

- Trochę na kredyty, trochę na poprawienie bilansu, ale właściwie to nie wiemy - mówią banki. Dziennikarze agencji AP nie dowiedzieli się od żadnego z nich, jak wydały w sumie 350 mld dol. z rządowego planu ratunkowego.





Kto ile dostał z pierwszej transzy planu Paulsona?
SERWISY
Kryzys Finansowy
3 października Izba Reprezentantów zatwierdziła kontrowersyjny plan sekretarza skarbu Henry'ego Paulsona mający na celu wsparcie sektora bankowego astronomiczną kwotą 700 mld dol. Po prawie trzech miesiącach agencja Associated Press zapytała 21 banków, które dostały co najmniej 1 mld dol., co zrobiły z rządową pomocą. Konkretnie nie odpowiedział ani jeden.

- Trochę pożyczyliśmy, trochę nie, w zasadzie nie księgowaliśmy tych kwot - mówi Thomas Kelly z banku JP Morgan, który dostał 25 mld dol. pomocy. - Jeden dolar wpływa, drugi wypływa, nie śledzimy tego - mówi Barry Koling, z banku SunTrust Banks z Atlanty (3,5 mld dol. zapomogi). AP podaje, że część banków odpowiedziała wprost, że nie wie, gdzie się podziały miliardy rządowej pomocy.



Problemy z odpowiedziami mają nie tylko mniejsze banki, ale też globalne instytucje finansowe. Citibank wydał oświadczenie, w którym wyjaśnia, że 50 mld dol., które dostał, poszło na wzmocnienie "zestawienia bilansowego" i na udzielanie kredytów, które pomogą zmniejszyć skutki kryzysu.

Niestety, nie da się sprawdzić, co konkretnie dzieje się z tymi pieniędzmi. Rzecznik banku BB&T z Florydy twierdzi, że dolary z planu Paulsona "nie wpadają do oddzielnego koszyka". Inne banki w ogóle nie odpowiadają, zasłaniając się tajemnicą. - Wolimy tego nie ujawniać - mówi Kevin Heine, rzecznik Bank of New York Mellon (dostał od rządu ok. 3 mld dol.).

Politycy w Waszyngtonie są wściekli. "Dokąd trafiają pieniądze? Na co będą wydane? Kiedy zobaczymy jakieś rachunki?" - to jak najbardziej uprawnione pytania i powinny być zadane od razu - mówi republikański kongresman Scott Garrett, członek komisji finansów Izby Reprezentantów, który od samego początku sprzeciwiał się planowi Paulsona.

- Trzeba mieć nie lada tupet, żeby nie odpowiadać na te pytania - mówi Elizabeth Warren, która z ramienia Kongresu zajmuje się kontrolą rządowej pomocy. - Gdyby od początku ta pomoc była obwarowana odpowiednimi warunkami, gdyby stosowano właściwe zasady przejrzystości, to nie trzeba byłoby teraz dzwonić po bankach i domagać się podstawowych informacji, które już dawno powinny być upublicznione.

Ustępujący sekretarz skarbu Henry Paulson chce naprawić błąd i zapewnia, że lepiej będzie kontrolował kolejne 350 mld dol., które zostały do rozdysponowania. Najpierw jednak musi dostać od Kongresu zgodę na ich wydanie.

- Dwa lata temu rozmawialiśmy o tym, gdzie się podziało 100 mln dol. na most, i to był skandal. Dziś obawiam się, że nasz naród nigdy się nie dowie, gdzie się podziały jego setki miliardów dolarów - mówi Scott Garrett, republikański kongresman.

Tymczasem do rządowych gabinetów zapukali prezesi koncernów samochodowych. Wielka trójka z Detroit stwierdziła, że upadek amerykańskiej motoryzacji oznacza zwolnienia kilkuset tysięcy osób. W odróżnieniu od banków pomoc dla General Motors, Chryslera i Forda (o ile ten się zgodzi z niej skorzystać) będzie nadzorowana przez urzędnika, który z racji swych ogromnych kompetencji nazwany już został "samochodowym carem".


Źródło: Gazeta Wyborcza
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ale jak to?
Gość






PostWysłany: Nie 15:29, 11 Sty 2009    Temat postu:

Piraci z ''Sirius Star'' utonęli wraz z okupem

Sześciu somalijskich piratów utonęło w trakcie opuszczania pokładu saudyjskiego tankowca ''Sirius Star''. Wraz z nimi utonęła część wypłaconego im okupu.

Sześciu naszych chłopców zginęło na morzu podczas powrotu na ląd z pokładu saudyjskiego supertankowca - potwierdził w rozmowie z dziennikarzami AFP rzecznik piratów Mohamed Said. Piracka łódź przewróciła się gdy ostatni piraci opuścili pokład ''Sirius Star''.

- Mała łódź na której pokładzie znajdowali się zabici, oraz osiem innych osób, które udało się uratować, była przeciążona i poruszała się bardzo szybko - powiedział Said. Dodał też, że z relacji ocalałych piratów wynika, że śpieszyli się z obawy przed ewentualnym pościgiem.


Na pokładzie łodzi znajdowała się też część wypłaconego piratom okupu. 300 tysięcy dolarów utonęło wraz z morskimi rabusiami.

- Piraci na pokładzie łodzi byli bardzo szczęśliwi z powodu okupu, trochę wystraszeni obecnością obcych okrętów i płynęli zbyt szybko - podkreślił Mohamed Said - To dla nas prawdziwa tragedia - dodał.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 14:29, 16 Kwi 2009    Temat postu:

Raiffeisen Bank Polska oferował swoim VIP-owskim klientom obligacje poznańskiej firmy odzieżowej Semax, zapewniając to pewny zysk - pisze gazeta "Polska".

Semax jest właścicielem takich marek odzieżowych jak Deep. Hot Oil oraz marki sieci wyprzedażowej VABBI Factory Outlet. Spółka wydawała się pewną lokatą pieniędzy. Klienci skuszeni wizją łatwego, pewnego zysku nakreśloną przez doradców banku, chętnie kupowali obligacje, inwestując po kilkaset tysięcy złotych.

Gazeta zauważa , że jeszcze 26 lutego Raiffeisen Bank oferował ostatnie obligacje. Zaskoczeniem dla inwestorów była więc informacja, że 19 marca do Sądu Rejonowego w Poznaniu wpłynął wniosek o ogłoszenie upadłości Semaksu z możliwością zawarcia układu. Przyczyną była utrata płynności finansowej.


Co ciekawe, 25 marca bank, który jeszcze miesiąc wcześniej polecał klientom obligacje Semaksu, a w styczniu i lutym sprzedał większość obligacji, wypowiedział tej firmie umowę kredytową. Marcin Jedliński, rzecznik prasowy Raiffeisen Bank Polska i nie widzi sprzeczności w działaniu banku.

Ponieważ obligacje nie były zabezpieczone, a bank nie ponosi odpowiedzialności za zobowiązania emitenta, część z inwestorów myśli o wstąpieniu na drogę sądową za wprowadzenie ich w błąd.

Gazeta przypomina, że już wcześniej Raiffeisen Bank oferował obligacje firmy, która przeżywała kryzys. W 2007 r. klientów VIP namawiano do kupna obligacji spółki Eurofaktor.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 18:45, 16 Kwi 2009    Temat postu:

Lucyfer napisał:
biro napisał:
Reasumując wszystko jest dla ludzi, może ja miałem to szczęście, że w obydwa systemy wszedłem na początku ich działania, zanim się zdążyły zdegenerować.


Bo cały dowcip w spekulacji polega na tym, żeby wiedzieć kiedy wsiąść i kiedy wysiąść z tej ciuchci. I albo ktoś ma informacje niedostępne dla innych, albo ma zwykłe szczęście. Innej możliwości nie ma, to tylko bajki.

Lucy gra na giełdzie

Andrzej Stec
Puls Biznesu, pb.pl,16.04.2009 00:01
Czytaj komentarze (34)
Zobacz na forum (1)
0415a849-1abb-4a91-97cb-3068eda58a58

Mieszkanka warszawskiego zoo zbudowała losowo portfel giełdowy. Zobaczymy, czy pokona rynek!



Czy inwestycje na GPW wymagają wiedzy i dogłębnej analizy? A może wystarczy szczęście i losowy dobór spółek do portfela? Postanowiliśmy to sprawdzić. Pomoże nam w tym gość specjalny– młoda, irlandzka szympansica z warszawskiego zoo o imieniu Lucy. Do naszego eksperymentu nadaje się ona z wielu powodów.

Lucy gra na giełdzie„Szympansy w niepogodne dni oglądają telewizję. Jako zwierzęta o nieprzeciętnej inteligencji ciężko znoszą monotonię i brak zajęć. Dlatego też trzeba im urozmaicać czas” – twierdzą pracownicy zoo. Ostrzegają, że Lucy choć nie ma licencji maklerskiej łatwo skóry nie odda.

Tydzień temu w nowoczesnej małpiarni stołecznego Zoo zorganizowaliśmy losowanie. Lucy z zamkniętej beczki wyciągnęła przez mały otwór pięć kolorowych piłeczek – każda oznaczona literą przypisaną do spółki z indeksu WIG20. Tak powstał „Portfel Lucy”, którego zmieniającą się wartość od dzisiaj można śledzić na stronie notowania.pb.pl/lucy.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lucyfer
jestem tu 24/24
jestem tu 24/24



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 6671
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: gmina Babice - Prawie jak Polska :)

PostWysłany: Czw 20:55, 16 Kwi 2009    Temat postu:

Anonymous napisał:

Lucy gra na giełdzie

Andrzej Stec
Puls Biznesu, pb.pl,16.04.2009 00:01
Czytaj komentarze (34)
Zobacz na forum (1)
0415a849-1abb-4a91-97cb-3068eda58a58

Mieszkanka warszawskiego zoo zbudowała losowo portfel giełdowy. Zobaczymy, czy pokona rynek!



Czy inwestycje na GPW wymagają wiedzy i dogłębnej analizy? A może wystarczy szczęście i losowy dobór spółek do portfela? Postanowiliśmy to sprawdzić. Pomoże nam w tym gość specjalny– młoda, irlandzka szympansica z warszawskiego zoo o imieniu Lucy. Do naszego eksperymentu nadaje się ona z wielu powodów.

Lucy gra na giełdzie„Szympansy w niepogodne dni oglądają telewizję. Jako zwierzęta o nieprzeciętnej inteligencji ciężko znoszą monotonię i brak zajęć. Dlatego też trzeba im urozmaicać czas” – twierdzą pracownicy zoo. Ostrzegają, że Lucy choć nie ma licencji maklerskiej łatwo skóry nie odda.

Tydzień temu w nowoczesnej małpiarni stołecznego Zoo zorganizowaliśmy losowanie. Lucy z zamkniętej beczki wyciągnęła przez mały otwór pięć kolorowych piłeczek – każda oznaczona literą przypisaną do spółki z indeksu WIG20. Tak powstał „Portfel Lucy”, którego zmieniającą się wartość od dzisiaj można śledzić na stronie notowania.pb.pl/lucy.


Powielanie cudzych pomysłów i to pewnie z naruszeniem praw autorskich. Taki eksperyment zrobiono na świecie już sporo lat temu i małpa wygrała z jednym z czołowych maklerów. Co potwierdza to, co już dawno temu powiedziano - "giełda to po prostu wielkie kasyno".

A ja na giełdzie nie gram Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 10:28, 27 Maj 2009    Temat postu:

Auto ubezpieczą, ale pieniędzy nie dadzą
Marek Mamoń
2009-05-26, ostatnia aktualizacja 2009-05-26 20:37

Towarzystwa ubezpieczeniowe skwapliwie przyjmują składki za samochody sprowadzane z zagranicy. Potem dowodzą, że wóz, za który należy wypłacić odszkodowanie, jest w Polsce nielegalnie i ani myślą płacić




Józef Jakubczyk w ubiegłoroczne wakacje sprowadził Niemiec kilkuletnią mazdę - Przez pośrednika, którego wyszukałem w internecie. W taki sposób kupowało auta wielu moich znajomych - dodaje częstochowianin.


Ubezpieczył samochód w Sopockim Towarzystwie Ubezpieczeń Ergo Hestii. Wykupił autocasco. Wartość auta, od której uiszczał składkę, opiewała na 40 tys. zł.

Wóz w kwietniu został skradziony. Policja nie znalazła sprawców i umorzyła postępowanie. Pan Józef zgłosił się do ubezpieczyciela po wypłatę odszkodowania.

Zamiast pieniędzy kilka dni temu dostał pismo odmawiające wypłaty odszkodowania. Hestia dowodzi, że pan Józef jest oszustem, bo auto znalazło się w Polsce nielegalnie, i w tej sytuacji odszkodowanie nie może być wypłacone.

"(...) W wyniku przeprowadzenia procesu likwidacji szkód oraz dokonanych ustaleń nie potwierdzono autentyczności złożonej przez Pana umowy kupna-sprzedaży pojazdu, co sprawia, że pana prawa własności nie zostały potwierdzone.(...)" - przeczytał uzasadnienie odmowy wypłaty odszkodowania nasz czytelnik.

- Miałem wszystkie dokumenty potrzebne do zarejestrowania auta. Przecież w wydziale komunikacji urzędu miasta rejestrują auto na próbę i sprawdzają legalność jego pochodzenia. Czy zarejestrowaliby, gdyby było coś nie tak? - pyta Jakubczyk. - Nawet w skarbówce musiałem dopłacić podatek, bo wartość auta im się nie spodobała - odrzuca oskarżenia Hestii właściciel skradzionej mazdy.

Nieoficjalnie dowiedział się, że z Hestii zatelefonowano do poprzedniego właściciela mazdy w Niemczech, a ten oświadczył, że nie sprzedawał auta częstochowianinowi tylko w autokomisie. Według definicji nielegalnego wprowadzenia pojazdu na teren RP, obowiązującej w Ergo Hestii, wystarczy "niezachowanie przez sprowadzającego obowiązku podania w zgłoszeniu celnym lub innym dokumencie (czyli np. deklaracji akcyzowej albo umowie transakcji) danych zgodnych z rzeczywistością".

- Gdy zawierałem umowę z Hestią, nie pokazano mi przepisów zawartych w "Ogólnych warunkach ubezpieczenia" (OWU), na które teraz się powołują, nie negowano ani jednego dokumentu - irytuje się pan Józef.

- Zapewne jednak właściciel auta podpisał nieopatrznie na polisie ubezpieczeniowej odbiór warunków ubezpieczenia autocasco - tego ubezpieczyciele pilnują . To częsty błąd jaki popełniamy przy zawieraniu umów ubezpieczeniowych - mówi Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych. Nie jest zaskoczona perypetiami naszego czytelnika. Rzecznik Ubezpieczonych od kilku lat przyjmuje podobne skargi i dotyczy to wielu ubezpieczycieli .- Zgłosiliśmy problem do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, uznając, że Ogólne Warunki Ubezpieczeń Autocasco wielu zakładów ubezpieczeń, oferujące ochronę w zakresie kradzieży pojazdu, zawierają niedozwolone klauzule umowne zawarte w definicji Nielegalnego wprowadzenia pojazdu na teren RP. UOKiK prowadzi aktualnie postępowanie sprawdzające w tym zakresie. Biuro Rzecznika Ubezpieczonych otrzymało również orzeczenia sądowe, w których sądy przychylają się do roszczeń ubezpieczonych podkreślając, że to zakład ubezpieczeń, będąc profesjonalistą powinien sprawdzić i zweryfikować dokumenty dotyczące zakupu pojazdu, w tym dokumenty dotyczące sprowadzenia tego pojazdu na terytorium Polski, a w razie powzięcia wątpliwości, od-mówić zawarcia umowy ubezpieczenia.

- W orzecznictwie przewija się pogląd, że należy oceniać zachowanie kupującego, czy dołożył staranności przy transakcji. Jeśli tak, nie wolno obarczać go skutkami nieprawidłowych działań sprzedawcy. Skoro Hestia ubezpieczyła pojazd i zainkasowała składki w oparciu o określone dokumenty, nie sprawdzając ich autentyczności, to uczynił to na własne ryzyko. Innymi słowy: ubezpieczyłeś, to płać odszkodowanie, bo dokumenty należało zweryfikować przed zawarciem umowy - wyjaśnia dyrektor Krawczyk. - Jeśli tan pan zwróci się do nas, postaramy mu się pomóc - deklaruje.


Źródło: Gazeta Wyborcza Częstochowa
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 13:21, 13 Cze 2009    Temat postu:

Gigant naftowy Royal Dutch Shell ma zapłacić 15,5 mln dolarów rodzinom nigeryjskim. Taką ugodą zakończy się proces w sprawie morderstw na protestujących przeciwko obecności Shella w delcie Nigru. Egzekucji dokonała w latach 90-tych junta. Według rodzin zabitych brutalną politykę junty wspierał koncern naftowy.
Shell zgodził się zapłacić 15, 5 mln dolarów odszkodowania w sprawach dotyczących egzekucji na Nigeryjczykach po ponad 10 latach sporów. Według rodzin zabitych koncern miał skrycie sprzyjać brutalnym represjom rządu Nigerii, który torturował, aresztował i dokonywał egzekucji na uczestnikach protestów w latach 90-tych.

Nie czują się odpowiedzialni


Koncern Shell, choć zgodził się wypłacić odszkodowanie, nie wziął na siebie odpowiedzialności za cierpienia Nigeryjczyków i łamanie praw człowieka w delcie Nigru.

- Shell nadal nie poczuwa się do odpowiedzialności za te zdarzenia. Jednak sam fakt, że zgadza się wypłacić powodom 15 mln dolarów jest w pewnym sensie przyznaniem się do winy – mówi Marco Simons, z Earthrights International, reprezentujący mieszkańców pozywających Shella.

- To ostrzeżenie dla Shella i innych przedsiębiorstw działających w delcie Nigru i na całym świecie. Ta ugoda przypomni im, że nie wolno łamać praw człowieka, przyglądać się lub asystować, gdy żołnierze bezkarnie dokonują zbrodni. Za takie czyny sprawcy będą pociągnięci do odpowiedzialności – dodaje Simons.

Powieszeni po protestach przeciw Shellowi

Protestujący w latach 90-tych domagali się równego podziału zysków z naftowego bogactwa Nigerii i ochrony terenów delty rzeki. Protestowali przeciwko obecności Shella w delcie tam, gdzie niszczył obszary plemion nigeryjskich.

W 1995 roku nigeryjska junta powiesiła przywódcę protestów, znanego aktywistę-ekologa Ken Saro-Wiwa i osiem innych osób. Była to egzekucja po sfingowanych procesach. Protestujących bez użycia przemocy Nigeryjczyków oskarżono wtedy m.in. o morderstwo.

Krewni zabitych przez juntę twierdzą, że firma naciskała na władze, aby zamknęły usta protestującym przeciwko działalności Shella.

Ugoda z Shellem została zawarta tuż przed tym, gdy w amerykańskim sądzie w Nowym Jorku miał ruszyć proces przeciw koncernowi.

aga//kwj
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 9:02, 28 Lip 2009    Temat postu:

Wierzyciele Lehmana mogą już zgłaszać roszczenia
nina
2009-07-27, ostatnia aktualizacja 2009-07-27 18:01

Do 22 września poszkodowani przez amerykański Lehman Brothers mają czas na wnoszenie spraw przeciwko bankowi. Na amerykańskiej stronie Lehman Brothers informuje, że o odzyskanie pieniędzy mogą starać się firmy i osoby, które zainwestowały w akcje, obligacje i instrumenty pochodne.
W momencie ogłoszenia upadłości w połowie września ubiegłego roku, długi Lehman Brothers przekraczały 700 mld dolarów i były o ok. 100 mld dolarów większe od wartości majątku banku.

Biznesy Lehman Brothers zostały rozprzedane: północnoamerykański trafił w ręce brytyjskiego Barclays, a Europejski - do japońskiej Nomury.
Swoje pieniądze w papiery Lehman Brothers ulokowali też polscy inwestorzy. Głośno było przede wszystkim o zamożnych klientach Citi Handlowy, którzy na początku ubiegłego roku kupili obligacje Lehman Brothers. Skusiło się na nie ok. 200 osób, w tym wielu przedsiębiorców, którzy kupili papiery warte 15 mln zł.

Teraz - jak poinformował w piątek "Newsweek" - Citi musi tłumaczyć się z tego przed funkcjonariuszami Centralnego Biura Śledczego. Mają sprawdzić, czy w czasie, gdy klienci kupowali papiery Lehmana, bank wiedział o jego kłopotach finansowych. W rozmowie z "Newsweekiem" prokurator Renata Mazur wyjaśnia, że Biuro prowadzi śledztwo karne z art. 286 kodeksu karnego, który mówi o oszustwie.

Aż do połowy września ubiegłego roku międzynarodowe agencje ratingowe przypisywały papierom banku Lehman Brothers bardzo wysokie oceny:


na dzień przed bankructwem Fitch miał dla jego obligacji rating A+, a Moody's - A2. Potem drastycznie obniżyły ratingi - odpowiednio do CCC i B3.
Kilka miesięcy przed swoim bankructwem bank został uhonorowany kilkunastoma nagrodami przez prestiżowe media, a tygodnik "BusinessWeek" zaliczył go - po raz trzeci z rzędu - do "złotej pięćdziesiątki firm mających najlepsze wyniki".
Źródło: Gazeta Wyborcza
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum :.:.: BABICKIE FORUM INTERNETOWE :.:.: Strona Główna -> TEMATY ARCHIWALNE 2009 Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin