Forum :.:.: BABICKIE FORUM INTERNETOWE :.:.: Strona Główna :.:.: BABICKIE FORUM INTERNETOWE :.:.:
STARE BABICE
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Polska piłka kopana

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum :.:.: BABICKIE FORUM INTERNETOWE :.:.: Strona Główna -> TEMATY ARCHIWALNE 2010
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 11:13, 18 Gru 2008    Temat postu: Polska piłka kopana

Jak ktoś nzajdzie jakieś fajne coś o polskiej lidze to poproszę!!!

Członek zarządu PZPN Henryk K. został zatrzymany przez policję w Gdańsku. Będzie przewieziony do wrocławskiej prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie wielkiej afery korupcyjnej w polskiej piłce nożnej


Henryk K. jest członkiem nowego zarządu PZPN i prezesem Pomorskiego Związku Piłki Nożnej. Jego zatrzymanie ma związek z ustawianiem meczów, m.in. Arki Gdynia. W dokumentach śledczych i materiałach procesowych znajdują się zeznania kilku osób, które przyznały się, iż przekazywały pieniądze Henrykowi K. Pieniądze te były przeznaczone dla sędziów i obserwatorów.



Henryk K. współpracował z Ryszardem F., ps. Fryzjer, szefem mafii piłkarskiej. Razem mieli wpływ na wybór sędziów prowadzących m.in. mecze Arki.

Zatrzymany ma 63 lata i średnie wykształcenie. Wcześniej był sędzią i obserwatorem PZPN. Od czasu powstania Pomorskiego ZPN w 2000 r. jest jego prezesem. Do zarządu PZPN został wybrany w 2004 r. Na życie zarabia jako dyrektor w firmie produkującej meble.

Zasłynął niedawno po ujawnieniu informacji, że kilkaset razy w roku rozmawiał przez telefon z Ryszardem F. Wtedy padły publiczne oskarżenia o korupcję, z których tłumaczył się przed Wydziałem Dyscypliny PZPN.

To 181 osoba zatrzymana w śledztwie w sprawie wielkiej afery korupcyjnej.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
x
Gość






PostWysłany: Czw 21:18, 18 Gru 2008    Temat postu: Re: Polska piłka kopana

Anonymous napisał:
Jak ktoś nzajdzie jakieś fajne coś o polskiej lidze to poproszę!!!
Członek zarządu PZPN Henryk K. został zatrzymany przez policję w Gdańsku. Będzie przewieziony do wrocławskiej prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie wielkiej afery korupcyjnej w polskiej piłce n
To 181 osoba zatrzymana w śledztwie w sprawie wielkiej afery korupcyjnej.

Question Question Question
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 9:55, 23 Gru 2008    Temat postu: Re: Polska piłka kopana

x napisał:
Anonymous napisał:
Jak ktoś nzajdzie jakieś fajne coś o polskiej lidze to poproszę!!!
Członek zarządu PZPN Henryk K. został zatrzymany przez policję w Gdańsku. Będzie przewieziony do wrocławskiej prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie wielkiej afery korupcyjnej w polskiej piłce n
To 181 osoba zatrzymana w śledztwie w sprawie wielkiej afery korupcyjnej.

Question Question Question



Exclamation Exclamation Exclamation Rolling Eyes
Myśleliśmy przed meczem, że skoro pan od nas nie chce pieniędzy, to pewnie wziął pan już od rywala. Ale skoro pan tak dobrze sędziował, to należą się panu pieniądze za uczciwość". I próbował mi wcisnąć reklamówkę - wspomina Rafał Rostkowski zawodowy arbiter.


- Z korupcją zderzyłem się dopiero w 1995 r., kiedy jako sędzia główny awansowałem do drugiej ligi. Tam niektórzy nie mieli żadnych skrupułów. Przed co drugim, co trzecim meczem zdarzało się, że działacze badali, czy jestem podatny na korupcję, i zadawali różne głupie pytanie. Pamiętam mecz, w którym drużyna walcząca o awans grała z broniącą się przed spadkiem, obie mnie podchodziły. Wyrzuciłem ich z szatni. Ale po meczu znowu przyszedł działacz tej słabszej drużyny, która zresztą wyraźnie przegrała, i powiedział: "Panie, ale pan nas przestraszył! Myśleliśmy przed meczem, że skoro pan od nas nie chce pieniędzy, to pewnie wziął pan już od rywala. Ale skoro pan tak dobrze sędziował, to należą się panu pieniądze za uczciwość". I próbował mi wcisnąć reklamówkę - mówi dla Gazety Rostkowski.

Wspomina też, że sędziowie broniący się przed korupcją nie mieli szans na zawodowy awans. - Przed jednym meczem obserwator zasugerował mi, jak mam sędziować, tzn. której drużynie pomagać. Sędziowałem normalnie, a po meczu obserwator powiedział: "Sędziował pan tak, jak pan chciał. Teraz ja postawię panu ocenę, jaką będę chciał. Chyba że coś od pana dostanę?". Zaniemówiłem. Napisałem sześć stron raportu o zachowaniu tego pana, ale niewiele to pomogło. Przez tę jedną ocenę zostałem zdegradowany z drugiej ligi. Miałem wtedy 25 lat i wiele lat na ewentualny powrót do tej ligi, ale stwierdziłem, że jeśli dalej mam się męczyć z korupcją, to już wolę zostać sędzią asystentem - zdradza sędzia.




Mam już dość tej podłej atmosfery, parszywej korupcji. Mam dość, gdy moja mama, rodzina i bliscy coraz częściej są pytani, czy może przypadkiem ja też coś gdzieś kiedyś. Poinformowałem już Grzegorza Latę, że jeśli do rundy wiosennej PZPN nie wykurzy nieuczciwych arbitrów, zrezygnuję z sędziowania w Polsce - zapowiada Rafał Rostkowski, zawodowy arbiter.


Artur Brzozowski: Dlaczego chce pan rezygnować z sędziowania w Polsce?

Rafał Rostkowski: Moje środowisko jest w takim stanie, że leczenie już nie wystarczy, potrzebne są amputacje. Lojalnie uprzedziłem prezesa, że jeśli PZPN nie sprawi, że nieuczciwi i niewiarygodni sędziowie sami zrezygnują, to polska piłka straci uczciwych arbitrów, którzy mają dość piłki ubrudzonej śmierdzącym błotem. Czy można sobie wyobrazić większy dramat tego środowiska niż strata uczciwych arbitrów? Chyba nie.

Ja mam już absolutnie dosyć. Nie zasłużyłem i nie życzę sobie być kojarzonym z jakąkolwiek grupą o tak fatalnej reputacji. Mam dość tej podłej atmosfery, parszywej korupcji i tego, że moja mama, rodzina i bliscy są coraz częściej pytani przez znajomych czy sąsiadów, czy może przypadkiem ja też coś gdzieś kiedyś... Rozumiem ich wątpliwości. Na ich miejscu też bym się zastanawiał.

Jest pan sędzią od 1988 r. Był pan liniowym Michała Listkiewicza, a ostatnio zatrzymanego dwa tygodnie temu Grzegorza G. Przez tyle lat nie przeszkadzała korupcja?

- Przeszkadzała, czasem bardzo. Dopóki sędziowałem w niższych ligach, z przejawami korupcji prawie się nie spotykałem. Może dlatego, że najpierw byłem za młody, a potem więcej osób kojarzyło mnie już jako dziennikarza i pewnie bały się próbować ze mną czegoś złego.

Z korupcją zderzyłem się dopiero w 1995 r., kiedy jako sędzia główny awansowałem do drugiej ligi. Tam niektórzy nie mieli żadnych skrupułów. Przed co drugim, co trzecim meczem zdarzało się, że działacze badali, czy jestem podatny na korupcję, i zadawali różne głupie pytanie. Pamiętam mecz, w którym drużyna walcząca o awans grała z broniącą się przed spadkiem, obie mnie podchodziły. Wyrzuciłem ich z szatni. Ale po meczu znowu przyszedł działacz tej słabszej drużyny, która zresztą wyraźnie przegrała, i powiedział: "Panie, ale pan nas przestraszył! Myśleliśmy przed meczem, że skoro pan od nas nie chce pieniędzy, to pewnie wziął pan już od rywala. Ale skoro pan tak dobrze sędziował, to należą się panu pieniądze za uczciwość". I próbował mi wcisnąć reklamówkę.

W następnym sezonie działacze klubowi dali mi spokój. Ale przed jednym meczem obserwator zasugerował mi, jak mam sędziować, tzn. której drużynie pomagać. Myślałem, że się przesłyszałem albo że może sprawdza, czy jestem uczciwy. Sędziowałem normalnie, a po meczu obserwator powiedział: "Sędziował pan tak, jak pan chciał. Teraz ja postawię panu ocenę, jaką będę chciał. Chyba że coś od pana dostanę?". Zaniemówiłem. Napisałem sześć stron raportu o zachowaniu tego pana, ale niewiele to pomogło. Przez tę jedną ocenę zostałem zdegradowany z drugiej ligi. Miałem wtedy 25 lat i wiele lat na ewentualny powrót do tej ligi, ale stwierdziłem, że jeśli dalej mam się męczyć z korupcją, to już wolę zostać sędzią asystentem.


Dziś jest pan asystentem międzynarodowym. W sędziowskiej trójce Grzegorza G.

- Z Grzegorzem zaczęliśmy współpracować dopiero dwa lata temu. Stworzyliśmy z Maciejem Wierzbowskim trójkę reprezentacyjną, bo wszyscy mieliśmy ambitny cel i uznaliśmy, że w jednym zespole będziemy mieć większe szanse. Kolejne wspólne sukcesy to potwierdzały. Nie wiem, co wcześniej robił Grzegorz, ale wciąż trudno mi uwierzyć, że tak majętny człowiek mógłby się skusić na pieniądze z tak obrzydliwego źródła jak korupcja.

O korupcji w futbolu wiedział pan od lat, dlaczego dopiero teraz ma pan tego dość?

- Wszelkie przykrości w dużym stopniu rekompensowała mi możliwość sędziowania meczów Ligi Mistrzów i nadzieja, że pojedziemy na mistrzostwa świata do RPA. Oficjalnie mówiliśmy z Maciejem i Grzegorzem tylko tyle, że do mundialu w 2010 r. droga jeszcze daleka, że czeka nas wiele pracy i tym podobne ogólniki, ale teraz już można bez zbędnej skromności powiedzieć całą prawdę. Nasze szanse były ogromne. Na finałowej liście sędziów FIFA znalazło się 14 trójek z Europy. Prawdopodobnie 12 pojedzie na mistrzostwa. Na dodatek niespodziewanie karierę zakończył wybitny sędzia Lubos Michel ze Słowacji. To sprawiło, że nasze szanse jeszcze bardziej wzrosły, bo dla FIFA bardzo ważne jest też kryterium geograficzno-polityczne, a to oznacza, że co najmniej jedna trójka z Europy Środkowo-Wschodniej raczej dostanie nominację.

Nie ma takiej możliwości, żebyśmy pojechali do RPA tylko we dwóch z Maciejem. FIFA traktowała nas jako zespół sędziowski. Jeden czy dwóch dobrych sędziów to za mało, żeby pojechać na mundial. To zupełnie tak jak w drużynie piłkarzy: jeden coś zawali, cierpią wszyscy. Sędzią międzynarodowym mogę być jeszcze dziewięć lat, ale w obecnych warunkach trudno mi to sobie wyobrazić.

Dla piłki nożnej poświęciłem wiele w życiu osobistym i zawodowym. Zanim wreszcie wprowadzono w Polsce zawodowstwo sędziów, cztery razy zmieniałem pracę, żeby móc łączyć ją z sędziowaniem na wysokim poziomie. Kocham ten sport, ale jeśli w polskiej piłce nie ma miejsca dla uczciwych sędziów, a jest miejsce dla bandytów, oszustów i naciągaczy, to ja się wypisuję.

Nie tylko ja. W niższych ligach sędziów już zaczyna brakować. Dwa-trzy lata temu w Polsce było blisko 11 tys. sędziów, teraz jest ich ok. 9 tys. Policja zatrzymała tylko (czy raczej aż) kilkudziesięciu, około dwóch tysięcy zrezygnowało z własnej woli. Szczególnie żal młodych, zdolnych i pełnych szczerej pasji uczciwych chłopców i dziewcząt, którzy marzenia muszą konfrontować z przykrą rzeczywistością.

Dlaczego inni sędziowie milczą? Nie zależy im, żeby było uczciwie? Nie zależy im na reputacji?

- Wielu odeszło po cichu, bo nie wierzyło, że korupcję można wyplenić. Zbyt wielu w naszym środowisku chce, żeby wszystko zostało po staremu. Wielu nie ma sił, odwagi lub wiedzy. Ja jeszcze wierzę, że można korupcję zwalczyć. Wszyscy musimy w końcu przyjąć i zrozumieć, że najlepsi sędziowie to ci, którzy są bezwzględnie uczciwi, chcą być wiarygodni i dbają o swoją reputację. Uczciwy i wiarygodny sędzia, nawet ten początkujący lub mało utalentowany, który myli się na boisku rekordowo często, jest dużo lepszym sędzią od takiego, który na boisku być może myli się bardzo rzadko, ale jest nieuczciwy lub choćby niewiarygodny.

Czy to prawda, że sędziowie obstawiają u bukmacherów wyniki meczów?

- Sędziowie i obserwatorzy. To niedopuszczalne, ale wielu z nich zupełnie nie rozumie, że każdy sędzia, który obstawia wyniki meczów u bukmachera, staje się niewiarygodny, a każdy sędzia, który obstawia wyniki meczów, które sam sędziuje lub które sędziują jego koledzy, stawia swoją uczciwość pod ogromnym znakiem zapytania. Ten znak jest tak wielki, że nie można go nie zauważać.

Dlatego jeszcze przed wznowieniem rundy wiosennej wszyscy sędziowie oprócz deklaracji i weksli antykorupcyjnych powinni złożyć oświadczenia wraz z zabezpieczającymi je wekslami, że nigdy nie obstawiali wyników meczów, które sami sędziowali, ani nie kontaktowali się w sprawie obstawianych przez siebie meczów z sędziami, którzy te mecze prowadzili. PZPN powinien natychmiast zakazać obstawiania jakichkolwiek meczów sędziom, obserwatorom, wszystkim członkom zarządu PZPN oraz innym osobom, które wykorzystując swoją funkcję w taki czy inny sposób, mogłyby wpływać na sędziów w celu ustawienia wyniku.


Weksle są konieczne, bo sama deklaracja jest nieskuteczna. Ludzie oświadczali na piśmie największe bzdury i nic im nie można było zrobić. A jeśli sędzia czy obserwator będzie miał świadomość, że na wekslu widnieje milion złotych i ten weksel zostanie zrealizowany przez PZPN lub Ekstraklasę SA już wtedy, gdy okaże się, że sędzia czy obserwator złamał zakaz i skłamał w oświadczeniu, to problem zostanie rozwiązany.

Nie boi się pan, że ten weksel pana zrujnuje?

- Każdy chyba pamięta, co robił w przeszłości. A co do samego weksla, trzeba przecież zakładać, że ani w PZPN, ani ewentualnie w Ekstraklasie weksel nie trafi nigdy w ręce osób niepowołanych, które zechciałyby ten papier zrealizować w sposób bezprawny.

Dlaczego sędziowie protestowali przeciwko wekslom?

- Po pierwsze, nie wszyscy protestowali. Po drugie, jedni uważali weksel za zbyt niebezpieczne narzędzie, grożące również uczciwym sędziom utratą majątku, gdyby weksel trafił w ręce osoby nieuczciwej. Inni protestowali, bo tego oczekiwali od nich koledzy, niektórzy sędziowie główni czy być może kilku przełożonych. A jeszcze inni być może dlatego, że pamiętając swoje grzeszki, zwyczajnie starali się minimalizować ryzyko przyszłych strat.



A pan ochoczo zgodził się podpisać?

- Nie ochoczo, bo podpisywanie weksla nie jest niczym przyjemnym, ale rozumiem, że środowisko sędziowskie jako grupa sięgnęło dna i w tej sytuacji musi zacząć się uwiarygodniać. Temu właśnie mają służyć weksle.

Co jeszcze by pan zmienił, żeby uzdrowić sędziowanie w Polsce?

- Trzeba zdecydowanie i szybko podążać drogą wyznaczoną przez FIFA i UEFA. W Hiszpanii, we Francji, w Anglii, w Niemczech, we Włoszech, ale też w Norwegii, a nawet pozornie egzotycznych piłkarsko USA czy Japonii organizacje sędziowskie pracują na takim poziomie, że nowe władze Kolegium Sędziów PZPN powinny czerpać przykłady garściami, zamiast tracić czas na podważanie sprawdzonych już wszędzie poza Polską pomysłów. Ale do tego wszystkiego trzeba znać angielski, trzeba się na tym naprawdę znać, trzeba mieć międzynarodowe kontakty. Trudno znaleźć odpowiedniego kandydata, który mógłby i chciałby zarazem dźwigać ciężar w takiej atmosferze. Szanowani ludzie wolą wykonywać szanowaną pracę.

Czy po przeczytaniu tego wywiadu sędziowie zgodzą się z panem, czy raczej zaprotestują?

- Szczerze mówiąc, przestało mnie interesować, kiedy niektórzy sędziowie głupimi wypowiedziami i zachowaniami jeszcze bardziej kompromitują całe środowisko. Dlaczego ludzie uczciwi i na poziomie sami rezygnują z sędziowania? Właśnie dlatego, że przez takich durniów opinia publiczna zaczęła traktować środowisko sędziowskie jako skorumpowane i na dodatek zwyczajnie niedouczone. Czy ktoś normalny i uczciwy chce być kojarzony z czymś takim?

A nie nie boi się pan zemsty środowiska?

- A co mi mogą zrobić? Zdegradować do drugiej ligi? Obrzucić błotem? Zastraszyć? Ktoś już próbował. Zgłosiłem to na policji. Mam gdzieś opinię podejrzanych typów, bo uczciwi wiedzą, że mam rację. Nie możemy dać się terroryzować ludziom, którzy myślą tylko o swoim interesie, a nie tym, co jest dobre dla uzdrowienia polskiej piłki.



Rafał Rostkowski

sędzia międzynarodowy, asystent FIFA od 2001 r. Prowadził ponad sto meczów międzynarodowych, w tym 48 w europejskich pucharach. Sędziował reprezentacji Francji, gdy była mistrzem świata i Europy, Grecji, gdy była mistrzem Europy, a także Anglii, Portugalii oraz Realowi, Barcelonie, Chelsea, Bayernowi, Lazio czy Celtic Glasgow. Prowadził finał mistrzostw Europy juniorów w 2005 r. i mecze mistrzostw świata juniorów w 2007 r. Od 2002 r. na przemian z Maciejem Wierzbowskim zajmuje pierwsze miejsce w rankingu polskich sędziów FIFA. W 2003 r. UEFA zamieściła na swojej stronie internetowej artykuł poświęcony Rostkowskiemu i kilku jego słusznym decyzjom w niezwykłych sytuacjach. Za październikowy mecz Ligi Mistrzów Steaua - Olympique Lyon (3:5) od obserwatora UEFA i instruktora FIFA otrzymał ocenę 9. To najwyższa ocena wystawiona polskiemu sędziemu w Lidze Mistrzów w XXI w.


Źródło: Gazeta Wyborcza
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 13:34, 05 Wrz 2009    Temat postu:

Ludovic Obraniak - piłkarz odzyskany
Magazyn Futbol /03.09.2009 09:25

Toczył prywatną walkę o to, by zostać Polakiem. Kiedy już w końcu ją wygrał, momentalnie otrzymał powołanie do naszej reprezentacji. I dziś, ledwie po jednym meczu, trudno sobie wyobrazić tę drużynę bez niego.




- Nigdy nie zapomnę pierwszej wizyty w Polsce, bo pod każdym względem była dla mnie wyjątkowa. Koledzy z kadry przyjęli mnie jak swojego, kibicom od razu przypadłem do gustu, a sam też zostawiłem dobre wrażenie. Lepiej być nie mogło. Mam ogromną motywację, aby podtrzymać tę passę - zapewnia Ludovic Obraniak, od 12 sierpnia nasza główna nadzieja na to, że jednak uda się Polsce awansować do finałów mundialu. 2:0 w towarzyskim meczu z Grecją i dwa gole debiutanta. Oby ta piękna bajka trwała jak najdłużej.

Obraniak spodziewał się wielkiej presji i rzeczywiście wszystkie oczy były zwrócone na niego. Ale poza presją było też fantastyczne przyjęcie ze strony jego "nowych rodaków". - Każdy kadrowicz starał mi się pomóc, ułatwić aklimatyzację - wspomina pierwsze zgrupowanie Ludovic. - Powiem szczerze, że wcale nie byłem pewien, jak zostanę przyjęty, wiedziałem, że będę miał kłopoty językowe. Ale... zaczęło się dobrze już na lotnisku w Warszawie, bo tuż przede mną z Paryża przyleciał "Greg" Krychowiak, który we Francji mieszka od kilku lat i nie ma problemów z francuskim. No więc ktoś dobrze pomyślał i na kadrze przydzielił nam wspólny pokój. Dużo na tym skorzystałem, bo oglądaliśmy razem polską telewizję, ja powtarzałem na głos różne polskie słowa, a Krychowiak wcielał się w rolę nauczyciela i korektora. W ten sposób liznąłem trochę polskiego - mówi Obraniak, który w najbliższym czasie ponad polski przedłoży jednak angielski.

Zmotywowali go... dziennikarze

- Niemal wszyscy kadrowicze posługują się angielskim, to w tym języku mnie zagadywali. Ja trochę znam angielski, więc jako tako się dogadywaliśmy, ale postanowiłem wziąć się ostro za niego, bo na pewno szybciej go opanuję niż polski. W ten sposób będę w stanie porozumieć się z innymi polskimi piłkarzami - tłumaczy pomocnik OSC Lille, nowy atut reprezentacji Polski.

W Polsce Obraniak udowodnił, że jest nie tylko świetnym piłkarzem, ale i profesjonalistą. PZPN stosował różne sztuczki, aby utrudnić dziennikarzom kontakty z piłkarzem tuż po przylocie, ale Ludovic nie widział żadnego problemu, aby przystanąć, porozmawiać, opowiedzieć o swoich emocjach. Od początku do końca pobytu zachowywał się bardzo normalnie i może być przykładem dla wielu innych naszych piłkarzy. Zarówno na boisku, jak i poza nim.

Od zgrupowania minęło już sporo czasu, ale "Ludo" z chęcią wraca myślami do tych pierwszych chwil. - Jeszcze przed przyjazdem na zgrupowanie dostawałem mnóstwo listów z Polski. Kibice przysyłali mi życzenia, a także wycinki polskich gazet, które pełne było artykułów o mnie. A jak już przyleciałem do Polski, to też przejrzałem prasę i widziałem, że przed meczem pisano głównie o mnie. To było bardzo motywujące, tym bardziej chciałem pokazać, że dziennikarze mają rację, wychwalając moje zalety. Myślę, że wyszło całkiem nieźle, co? - puszcza oko Obraniak. Ludovic jest więc bardzo zadowolony z tego, co zobaczył i czego dokonał w trakcie pierwszej wizyty w Polsce. A jak sam został odebrany?

Przeciętnie… dobry?

- Oceniam go bardzo pozytywnie - mówi Jan Tomaszewski, od którego usłyszeć pochwały nigdy nie jest łatwo. - To znaczy powiedziałbym tak: Obraniak jest przeciętnie dobry. Za słaby na Francję, ale bardzo dobry na Polskę.


Bogu dzięki, że nie został wychowany przez naszych trenerskich analfabetów, którzy już na samym początku piłkarskiej drogi każą dzieciom walczyć o wynik, a nie dbają o ich rozwój. U nas jest kult "U". A ja mam w dupie, czy U-13 albo U-19 odnosi sukcesy w dziecięcych czy młodzieżowych zawodach. Mnie interesuje, ilu chłopaków z tego "U" zagra później w seniorskiej kadrze. No ilu u nas się przebija?

Trzeba rozpieprzyć ten pseudowydział szkolenia, na czele z panami Piechniczkiem i Engelem, bo oni utknęli na latach 80–tych i nie nadążają za obecnymi trendami - "Tomek" po swojemu atakuje PZPN, ale zaraz wraca do tematu Obraniaka.

- Wiecie dlaczego Obraniak jest dobry, dlaczego potrafi błyszczeć na tle naszych piłkarzy, wytrzymać, w przeciwieństwie do większości Polaków, 90 minut, albo nawet i 120? Bo on jest wychowankiem szkoły francuskiej, gdzie pracują ludzie, którzy mają "olej w głowie" i którym nie zależało, aby 14-letni Ludovic wygrał z zespołem jakiś pucharek. Oni pracowali po to, aby organizm Obraniaka wytrzymał kilkunastoletni wysiłek w seniorskiej piłce. I, jak widać po efektach, w pełni im się to udało, bo chłopakowi niczego nie brakuje.


Teraz ojców sukcesu jest wielu, ale warto pamiętać, że na przykład Leo Beenhakker nie kiwnął palcem, aby zachęcić Obraniaka do gry dla "Biało-czerwonych". - W ogóle mnie to nie dziwi, bo przecież Beenhakker od dawna wie, że zostanie zwolniony i tylko czyha na okazję, aby wyszarpać odszkodowanie i "zawinąć" się do domu. To jak on miał walczyć o Obraniaka? Jak mu miało zależeć? Wiadomo było, że nic w tym kierunku nie zrobi. Ludovic do tej kadry musiał się niemalże wprosić, sam wszystko załatwiał i to też jest karygodne. Że związek mu nie pomógł, że bardziej walczyli o niego dziennikarze niż działacze. No, ale to może do was, dziennikarzy powinny być pretensje? Po co przeszkadzacie działaczom, po co zawracacie im głowę? Przecież sprawy piłkarskie ich zajmują w małym stopniu, wręcz zawadzają. Dla nich liczą się bankiety, najlepiej w RPA i dobra zabawa - szydzi Tomaszewski, ale zaraz… ponownie powraca do Obraniaka.

Niech Bóg mu wybaczy to, co mówi
- Sprawy językowe? Proszę pana! A po co mu ten język? Czy jak strzelał drugą bramkę, po akcji Brożka i Błaszczykowskiego, to panowie rozmawiali w tamtym momencie? Dobrzy piłkarze rozumieją się bez słów. Niech się Ludovic uczy, ale na spokojnie, to nie jest najważniejsze. Wiele razy grałem w reprezentacji świata i choć to były innego typu mecze, to jakoś nigdy nie było problemów z dogadaniem się, zgraniem. Rozumieliśmy się i na boisku, i poza nim. Piłkarski język jest jak esperanto, jest uniwersalny - uśmiecha się Tomaszewski, który jeszcze raz podsumowuje polski system szkolenia: - Niech Bóg mi wybaczy to, co powiem, ale dziękuję rodzicom Klose i Podolskiego, że wyjechali z Polski, gdy Mirek i Łukasz byli jeszcze mali. Polscy pseudofachowcy nie zdążyli ich "popsuć" i dzięki temu są dziś światowej sławy piłkarzami. A ja jestem z nich dumny, bo choć grają dla Niemiec, to uważam ich za polskich piłkarzy. A wracając do Obraniaka... Ja mu życzę wszystkiego najlepszego, choć niedobrze by było, abyśmy wymagali od niego cudów. Bo, jak mówię, on jest niezły, ale nie wmawiajmy sobie, że to gwiazda światowych boisk. Owszem, Ludo może nam wiele dać, ale inni chłopcy muszą mu pomóc! - mówi Tomaszewski.

W pełni zgadza się z nim Mirosław Okoński. Kto wie, może Obraniak będzie właśnie kimś w stylu następcy Okońskiego. Łączy ich ta sama pozycja (obaj lubili szarżować lewym skrzydłem) i świetna lewa noga. - Widziałem Ludovica w meczu z Grekami i bardzo mi się podobał. Chłopak grał tak, jakby w tym zespole występował od dawna. A to był dopiero jego pierwszy mecz... Nie boi się podejmować decyzji, strzela bez zastanowienia, bierze na siebie odpowiedzialność - chwali Obraniaka "Oko", który, podobnie jak Tomaszewski, bagatelizuje fakt, iż Ludovic nie mówi po polsku. - A na co mu ten polski? Dla dobra naszej piłki apeluję: Ludovic, skup się na treningach, nie trać czasu nad książkami czy słownikami. Chłopak da sobie radę, na boisku za dużo mówić nie trzeba. Wystarczy ruch w odpowiednią stronę, a kolega i tak to dostrzeże, bez jakiegoś wielkiego gadania - mówi Okoński.

Co ciekawe, pierwszy mecz Obraniaka dla Polski wzbudził zainteresowanie nie tylko w Polsce, ale i w ojczyźnie piłkarza. Francuskie media z zaciekawieniem i pewnym rodzajem satysfakcji informowały o tym jak dobrze piłkarz Lille wprowadził się do zespołu "Biało–czerwonych". "Obraniak nie mógł sobie wyobrazić lepszego debiutu. Świeżo naturalizowany piłkarz zagrał pierwsze skrzypce, strzelając dwa gole i podbijając serca polskich kibiców. To był prawdziwy debiut z fanfarami. To piękny początek być może wieloletniego romansu Obraniaka z Polską" - napisał "France Football". Byłoby świetnie, gdyby tak właśnie było. A Obraniak, "przy okazji", może się okazać przykładem dla innych francuskich piłkarzy polskiego pochodzenia. Dokumenty niezbędne do uzyskania naszego obywatelstwa kompletują już dwaj środkowi obrońcy: Laurent Koscielny z Lorient i Damien Perquis z Sochaux.

Piotr Koźmiński
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 12:03, 11 Wrz 2009    Temat postu:

Poznański klub w niemieckiej Bundeslidze!
(fot. AFP) DrukujAAA WP.PL/Przegląd Sportowy | 2009.09.11 11:06


Działacze Poznańskiego Klubu Bokserskiego znaleźli sposób, by wyrwać się z pogrążonego w kryzysie i marazmie polskiego środowiska boksu amatorskiego. Zgłosili swój zespół do... niemieckiej Bundesligi. I zostali przyjęci.


Na ten szalony pomysł wpadł szef klubu z Poznania Zdzisław Nowak. - Złożyliśmy już wszystkie potrzebne dokumenty w siedzibie niemieckiego związku w Kassel. Musieliśmy mieć zgodę Polskiego Związku Bokserskiego i prezes Jerzy Rybicki nam ją wydał. W tym momencie mogę już potwierdzić, że 22 listopada stoczymy mecz w Bundeslidze - powiedział "Przeglądowi Sportowemu" Nowak.

Niemcy nie robili poznaniakom żadnych przeszkód. Wystarczyło zapłacić wpisowe w wysokości 1200 euro. No i będziemy mieli ewenement - polski klub w lidze niemieckiej to przypadek warty odnotowania.

Co zadecydowało o podjęciu takiego kroku przez działaczy Poznańskiego Klubu Bokserskiego? - Musieliśmy coś zrobić. Moim zdaniem, to pierwszy krok do odbudowy boksu amatorskiego w Polsce. Chodzi o to, by zawodnicy kończący wiek juniora mogli dalej boksować. Do tej pory wielu z nich odchodziło. Część próbowała przechodzić na zawodowstwo, część kończyła przygodę z tą dyscypliną - tłumaczy Nowak.

Dzięki Bundeslidze boks ma szansę trafić do telewizji i w ten sposób promować dyscyplinę. Toczą się bowiem rozmowy w sprawie transmisji z meczów Poznańskiego Klubu Bokserskiego. Chodzi o te w Polsce, które rozgrywane będą prawdopodobnie w hali Arena.

Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie kształt Bundesligi z klubem z Polski. Do tej pory pewnych startu jest pięć zespołów, w tym poznaniacy i... duńskie Odense. Zgłoszona jest także sekcja bokserska Herthy Berlin.

Zgłoszenie zespołu do Bundesligi to bardzo ciekawy i chyba trafny pomysł. Nie jest to pierwszy taki przypadek w Europie. Najlepszy mamy w polskim żużlu - w naszej 1. lidze startuje łotewski Lokomotiv Daugavpils i w przyszłym sezonie najprawdopodobniej awansuje do Ekstraligi.



Może warto iść w tą stronę? Gdyby trzy czołowe polskie zespoły piłkarskie dołączono powiedzmy do 2. Bundesligi, byłoby ciekawie. A gdyby udało się awansować do niemieckiej ekstraklasy, to już w ogóle super. Co tydzień mecze z Bayernem, Schalke czy Werderem. Szansa na europejskie puchary żadna, ale po co polskie kluby mają w nich grać, skoro regularnie się w nich kompromitują?

WP.PL/Przegląd Sportowy
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum :.:.: BABICKIE FORUM INTERNETOWE :.:.: Strona Główna -> TEMATY ARCHIWALNE 2010 Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin